„Alien Covenant” jest wizualnie oszałamiające ale całkowicie niepotrzebne

„Alien Covenant” jest wizualnie oszałamiające ale całkowicie niepotrzebne
„Alien Covenant” jest wizualnie oszałamiające ale całkowicie niepotrzebne
Anonim

Ridley Scott powraca do serii Alien, którą sam zaczął w 1979 roku, kompilacją najważniejszych wydarzeń z tej serii. Jest to trzewne doświadczenie - i wygląda nieziemsko - ale w wielkim planie rzeczy stanowi bardzo niewiele.

Jak omawia powyższy prolog, wydarzenia z Prometeusza (2012) służą jako wstęp do gry Alien: Covenant. Dołączamy do załogi statku kolonizacyjnego w odległych zakątkach galaktyki, aby odkryć rzekomy tajemniczy raj. Na pokładzie android Walter (Michael Fassbender) opiekuje się statkiem, podczas gdy załoga i ładunek pozostają w bezruchu na czas podróży. Walter to zaktualizowany model Davida, syntetycznej istoty, która przeżyła wydarzenia na skądinąd skazanym na katastrofę statku Prometeusza.

Image

Może Ci się spodobać: Life Review - Sci-fi Horror with Real Venom

Po katastrofalnym wydarzeniu w kosmosie załoga podąża za sygnałem na planetę, gdzie znajduje wrak poprzedniej misji. David przeżył, ale i coś innego

„Alien: Covenant” © 20th Century Fox

Image

Fabuła nadaje się do serii Alien, ale podobnie jak poprzednie. Scott przynajmniej tym razem zapewnił sobie łatwy dostęp do tytułu zsynchronizowanego z serią, ale tym samym ruchem usuwa wszelkie subtelności, na jakie mógł sobie pozwolić.

Prometeusz był zamazanym, niezadowalającym bałaganem. Próba grania w tym samym piaskownicy co Xenomorph, bez ich uznania, zakończyła się tak źle, jak można było przewidzieć. Problem polega na tym, że Scott zasadniczo chce przerobić swój oryginał, ale w tym procesie reżyser wyjaśnia każdą chwilę na ekranie. Rzadko brakuje Obcego; nie tylko wszyscy mogą usłyszeć twój krzyk, ale każda twoja akcja będzie opowiadana przez Michaela Fassbendera.

David i / lub Walter są praktycznie w każdej scenie. Rozumiemy, że celem jest stworzenie nowego „złoczyńcy”, z zimnym dystansem, jaki Fassbender zapewnia obu postaciom, ale próby introspekcji okazują się niezamierzenie zabawne. Jeśli jednak chcesz zobaczyć film, w którym aktor walczy sam z siebie, całuje się i - w jednym niezwykle ekscytującym momencie - palcami siebie, to jest to film dla ciebie!

Michael Fassbender w „Alien: Covenant” © 20th Century Fox

Image

Skrypt jest doskonale funkcjonalny, ale tak naprawdę tylko jako narzędzie do doprowadzania bohaterów do niewytłumaczalnie niepewnych sytuacji, aby zostać porwanym jeden po drugim przez obce istoty. Załoga rzekomych ekspertów, naukowców i doświadczonych astronautów zachowuje się jak idioci, potykając się na nieodkrytej planecie i dotykając flory i fauny, nie zastanawiając się nad założeniem maski lub pary rękawic ochronnych. W przeważającej części masz całkowitą nadzieję, że umrą, aby zapobiec ich rozmnażaniu.

Są chwile, kiedy masz się identyfikować z ekspertem od terraformacji Katherine Waterston, Danielem, ale tylko w tym sensie, że rozpoznajesz cyniczne próby odtworzenia bohaterki w formie niezrównanej Ripley Sigourney Weaver.

Reszta rozpoznawalnych twarzy zamienia się w bałagan, całkiem dosłownie, gdy obcy je złapie, i nie warto poświęcać czasu na zapamiętanie.

Mimo że film wygląda oszałamiająco, po prostu nie ma tu wystarczającej ilości rozrywki. Na początku tego roku Life udowodniło, że można zagrać w tę rolę i nadal oczarować nasyconym gatunkiem.

Mark Alien: Przymierze jest kolejnym krokiem od oryginalnego arcydzieła, ale nie w dobrym stylu.

Ocena: **

Alien: Covenant jest w kinach 12 maja

Popularne w ciągu 24 godzin