„American Gods” jest daleki od triumfu, tak powinno być, i oto dlaczego

Spisu treści:

„American Gods” jest daleki od triumfu, tak powinno być, i oto dlaczego
„American Gods” jest daleki od triumfu, tak powinno być, i oto dlaczego

Wideo: THE FORBIDDEN KINGDOM DEUTSCH GANZER FILM. FAMILIE, KINDER, FANTASY, ACTION, KUNG FU, ABENTEUER 2024, Lipiec

Wideo: THE FORBIDDEN KINGDOM DEUTSCH GANZER FILM. FAMILIE, KINDER, FANTASY, ACTION, KUNG FU, ABENTEUER 2024, Lipiec
Anonim

Pierwsze dwa odcinki niecierpliwie wyczekiwanego nowego serialu, adaptacja bestsellerowej powieści Neila Gaimana z 2001 roku, są nierównym, choć obiecującym, bałaganem. Oto dlaczego (z ograniczonymi spojlerami).

Jasne, hype pociąg już zaczął wyrzucać swój blask w Internecie, do tego stopnia, że ​​Empire, Forbes, a nawet Telegraph ogłosili amerykańskich bogów godnych naszego zbiorowego uwielbienia. Ale prawda jest, jak można się spodziewać, znacznie bardziej mętna: pomimo całej pomysłowości i siły materiału źródłowego program nie jest tak fascynujący, jak powinien. Co najgorsze, pierwsze 30–40 minut to bezwstydne zawstydzenie, pozbawione tempa i odkupione jedynie przez boską interwencję Iana McShane'a. Podczas gdy drugi odcinek, znacznie lepszy od pierwszego, wskazuje na możliwość powrotu do zdrowia, jest kilka rzeczy, które wymagają naprawy, zanim będziemy mogli nazwać tę serię nielimitowanym sukcesem.

Image

Ian McShane jako Mr. Wednesday i Ricky Whittle jako Shadow Moon

Styl nie istnieje

American Gods nie jest szczególnie ładnym show, nawet w taki sposób, że powiedzmy, Game of Thrones, True Detective (oczywiście w pierwszym sezonie) lub Seria niefortunnych wydarzeń są rozpoznawalnie stylowe. To wstyd, ponieważ jeśli jest jedno miejsce, w którym można by się spodziewać filmowej adaptacji powieści Gaimana, jest to na pierwszy rzut oka. W końcu książka podąża za byłym oszustem wokół amerykańskiego środkowego zachodu i powoli zanurza go w mitologicznym świecie pełnym bogów, stworzeń i innych wymyślnych rzeczy. Innymi słowy, jest to mieszanka Americany i fantazji - nie jest to coś z kręcenia filmów akcji w stylu B. I jeszcze.

To, co w serialu nie ma atmosfery poza monotonem i kliszem (co jest oskarżeniem, które można by nieco wyrównać w książce Gaimana, choć jest o wiele bardziej niewybaczalne w telewizji). Oznacza to nie tylko, że amerykańscy bogowie nie mają w większości poczucia tajemnicy, ale także, że emocje są słabo wyrażone. I powinny być emocje, ponieważ cała historia zaczyna się od głównego bohatera, Księżycowego Księżyca, odkrywającego, że jego żona zginęła w wypadku samochodowym. Jak dowiadujemy się, że on tak naprawdę rozpacza? Dlaczego, w wyniku rzadkiego zamachu stanu, oczywiście: jesteśmy świadkami, jak krzyczy w niebo, siedząc na cyplu z widokiem na park stanowy Shakamak.

I jest to zamiłowanie do frazesów i wulgaryzmów, które można znaleźć w całym tekście. Pierwsza scena, retrospekcja po pojawieniu się pierwszych Wikingów w Ameryce Północnej, została dramatycznie zmieniona w porównaniu z odpowiadającym jej fragmentem książki, aby obejmowała znacznie więcej przemocy - nie w pełni kreskówkową, niezupełnie poważną i bardzo płynną przemoc. Podobnie scena barowa, w której Shadow Moon zawiera umowę z Ianem McShane'em, który miał potencjał, by być wszystkim pod względem mroku i surrealistycznej atmosfery, jest zrujnowana przez lokalizację (przypominającą bardziej modę na Brooklynie niż zalana Indiana) i okropne pisanie.

Image

Shadow Moon walczy z Mad Sweeney, grany przez Pablo Schreiber | Dzięki uprzejmości Amazon

Tempo jest wyłączone

To prowadzi mnie do drugiego punktu: część powodów, dla których wydaje się, że nie ma żadnej prawdziwej tajemnicy ani magii w pierwszym odcinku serialu (co prawda drugi jest lepszy) ma związek ze sposobem, w jaki został napisany. Eerie potrzebuje czasu, żeby się zebrać, to samo wiąże się ze smutkiem, a program nie zapewnia nam obu, ponieważ nie chce nas w to wciągnąć. Warto zwrócić uwagę na coś, co zrobił Gaiman w swojej powieści.

Nie tylko nie rozumiemy poprzedniego życia Cienia z jego żoną Laurą, ale postać zostaje nam przedstawiona z poczuciem, że coś pójdzie nie tak, ale zaraz po tym stanie się nie tak. To nie jest dokładnie przepis na przewidywanie. Błąd zaostrzony przez fakt, że czas poświęcony na wycinanie ekspozycji jest wykorzystywany w najgorszych scenach odcinka: wycie cienia na pustkowiu, nieprzekonująca rozmowa na cmentarzu oraz przedłużone wprowadzenie do Technical Boy, średniej personifikacji Internetu, używane tylko w celu zapewnienia odcinkowi urwiska do klifów.