„Londony” Davida Haydena

„Londony” Davida Haydena
„Londony” Davida Haydena

Wideo: 1. d4 ONLY Climb BEGINS | Part 1: 800+ London, Stonewall, Catalan 2024, Lipiec

Wideo: 1. d4 ONLY Climb BEGINS | Part 1: 800+ London, Stonewall, Catalan 2024, Lipiec
Anonim

Pamięć i nostalgia łączą się z zatłoczonym systemem transportu w londyńskiej historii Davida Haydena „Londony”.

Hera wyciągnęła ręce do fal i wezwała matkę. Plaża w Winterton była pusta od ludzi, ale pełna szumu podnoszącego się morza. W kawiarni mężczyzna z Hackney podał jej filiżankę mocnej herbaty i kanapkę z jajkiem sadzonym. W drodze powrotnej było głośno.

Image

Odległość między każdym podróżnikiem na peronie na stacji Liverpool Street była różna i zmieniała się. Wszyscy poruszali się z różnymi prędkościami. Setki ludzi czekały na hali, przeszukując wystawę nad nazwami swoich domów i innych miejsc. Hera przeszła bez dotykania nikogo. Na schodach na zewnątrz jeden człowiek opowiadał o tym, jak zły jest teraz bóg, podczas gdy inny wymieniał wszystko, co białe było trucizną.

Przyjaciel Hery, Anj, wyjechał z Londynu na dobre, na złe, a ostatniej nocy usiadła na Streatham High Street w swojej zrujnowanej sukience i podartych rajstopach i kazała Hera raz dziennie sięgać po coś, co nie jest tam. Gdy się zbliżyła, Hera sprawdziła fasadę Christ Church Spitalfields pod kątem cudów. Jak zwykle nic nie było. Nic poza księżycową twarzą Anj, jej popękany głos wydobywający się z przeszłości, głośniejszy niż miasto.

Hera pobiegła Fournier Street. Do wydania. Na pobliskiej ulicy była mała kawiarnia, w której najlepiej pić kawę. Przybyła. Kawiarnia stała się sklepem z mydłami. Hera nie chciała sklepu z mydłami. W pobliżu będzie inna kawiarnia, w której będzie najlepsza kawa, ale Hera nie chce jej znaleźć. Chciała starą kawiarnię.

Hera patrzyła na mydło: drzewo sandałowe, lawendę, bergamotkę i Dudu-Osun. Pomyślała o placu zabaw w Sydenham Girls. Grupa twardych dziewcząt śmiała się i śmiała bez powodu. Hera też się tam śmiała. Pomyślała: „Czy byłam twardą dziewczyną?” Przez chwilę usłyszała głos, czysty, słodki i niegodziwy, mówiąc: „Jedziesz do Lagos? Ty idziesz? Jedziesz do Lagos. ” To wciąż była i zawsze będzie najśmieszniejsza rzecz, jaką ktokolwiek kiedykolwiek powiedział. W oknie widziała siebie, starszą i bez uśmiechu.

Mama Hery nigdy nie nosiła kaftanów. Przybyła z Brisbane na łodzi pod koniec 1969 roku. To musiał być statek, ale zawsze nazywała go łodzią. Jej mama odbyła kurs sekretarski w Sydney i kusiła go, by uratować opłatę. Jednokierunkowa. Hera widziała, jak niosła swoją tanią walizkę po trapie w dokach, ze swoim zgrabnym, jasnobłękitnym kapeluszem, z przypiętym do tyłu siatką, spódnicą w kształcie litery A i granatową kurtką oraz najlepszymi butami. Pojechała autobusem prosto do biura na Brook Street i zarejestrowała się w pracy. Australijka w kolejce usłyszała akcent i tego wieczoru przeprowadziła się do rozpadającego się domu w North Kensington.

Hera stała przed księgarnią Brick Lane, nie pamiętając, jak się tam dostała ze sklepu z mydłami. W oknie była książka, na okładce obraz kobiety z twarzą pomalowaną surowymi, dokładnymi białymi pociągnięciami, a powyżej, w różowych literach, napis: MATKI. Odwróciła się, skręciła w boczną ulicę i skrzyżowanie i jechała szybko, aż dotarła do metra. Dotarcie do terminalu 3 zajęłoby godzinę i trzynaście minut. Gdyby nic się nie stało. Zawsze było coś nie tak w jednym z londonów.

Tata Hery przybył łodzią z Kingston pewnego wiosennego dnia w 1963 roku. Hera poczuła smutek, że mężczyźni nie noszą już takich garniturów: dobrze dopasowane, białe koszule, chude ciemne krawaty, zawsze błyszczące buty, kapelusz z idealnym pochyleniem. Mama widziała go w swoim nowym lokalu, podeszła i powiedziała: „Czy kazałbyś dziewczynie czekać dłużej na drinka?” Odchylił się do tyłu z uśmiechem i powiedział: „Co pijesz, kochanie?” „Port i cytryna

.

„Myślisz, że jestem zarabiany?” I śmiali się i pochylali się, i to było to.

Hera zmieniła się w Holborn. Dotarł do niej podobny do ptaka mężczyzna w słonecznej koszulce. Wyciągnął za sobą gigantyczną niebieską walizkę w skorupce jajka, w drzwiach, położył dłoń na górze, pchnął w dół i lekko odchylając nogi w powietrze, przeskoczył w górę, gdzie siedział uśmiechnięty, gwizdając i trzymając się poręczy. Para w pasujących tenisówkach Totoro siedziała naprzeciwko, trzymając się za ręce i dzieląc słuchawki; między nimi na podłodze mały zielony płócienny plecak z metką z napisem ITM. Hera nie chciała więcej widzieć.

Srebrnowłosa kobieta w granatowym garniturze i czarnej jedwabnej bluzce spojrzała na Hera, ścisnęła grzbiet nosa i sięgnęła, by dotknąć walizki, jakby chciała się upewnić, że nadal tam jest. Oczy kobiety były czerwone. Znów spojrzała na Hera. Hera odwróciła wzrok i przez chwilę zbyt długo przytrzymywała zamarzniętą twarz, mając nadzieję, że zobaczy inną, zanim odwróciła się.

Przez rurowe drzwi bariery wzdłuż chodników, podróżników, w górę windy, a Hera stała na terminalu i w tłumie mrużąc oczy na tablicy przylotów. Loty były opóźnione, loty były na czas - jej tata z lotniska Normana Manleya. Poszła tam, gdzie wszyscy mieli czekać.

Hera poczuła, że ​​coś pachnie pomarańczą. Wyobraziła sobie miskę owoców na kredensie, którą jej matka przepełniała o każdej porze roku. Hera odwróciła się i zobaczyła kobietę klęczącą na podłodze, pakującą walizkę z dziesiątkami pomarańczy. Z kieszeni wyjęła pojedynczy ciemnozielony granat, który ostrożnie położył na środku przed zamknięciem pokrywki. Zapał niosł wiele rodzajów głodu, niosł radość i stratę oraz pamiętał w powietrzu. Szofer zdjął czapkę z daszkiem, podrapał się po głowie i podniósł kawałek białej tablicy z napisem: Rosalie.

Za szklanymi drzwiami, za barierkami rozległ się szum, który się otworzył. Ludzie podchodzili bliżej, przechylając się i wyciągając, chociaż nic nie było jeszcze w zasięgu ich wzroku. Kędzierzawowłosa dziewczynka wybiegła z białego światła korytarza przylotów, a za nią podbiegł mężczyzna z żółtym plecakiem lwa i obszerną torbą na noc. Grupa starszych kobiet przeszła przez identyczne czapki i rozsądne płaszcze. Mężczyzna, wysoki mężczyzna w eleganckich brązowych spodniach i niebieskiej marynarce wystąpił naprzód, opierając się na lasce z mosiądzu. „Hera! Hera! ” zawołał i pomachał kijem.

Hera objęła go tak blisko, tak mocno, jak mogła, otaczając się jak mogła, nic nie mówiąc i wdychając, wdychając, wdychając całą drogę. A jej tata powiedział, jego twarz była mokra i promienna: „Podniósłbyś ręce, a ona podniosłaby cię i powiedziałaby:„ Mamo, czy możemy być teraz w domu? ”. A ona powiedziała: „Jesteśmy w domu, kochanie. Zawsze w domu, kochanie. Z Tobą.'"

Cofnął się, opierając wielkie dłonie na jej ramionach. Spojrzał w jej serce i powiedział: „A teraz i nadal. I teraz

.

jest czas. ”

Ten utwór jest częścią oryginalnego projektu science fiction na temat przylotów i odlotów w Londynie, Nowym Jorku i Hongkongu.

Popularne w ciągu 24 godzin