War and Beats: Habibi Funk Brings To Light a Lost Lebanese LP

War and Beats: Habibi Funk Brings To Light a Lost Lebanese LP
War and Beats: Habibi Funk Brings To Light a Lost Lebanese LP
Anonim

Po 40 latach zapomnienia przełomowe libańskie LP zostaje wydane dzięki niemieckiej wytwórni Habibi Funk. Jej historia to wojna, pasja, wytrwałość, a przede wszystkim muzyka.

Gdy Syria wtoczyła swoje czołgi do Libanu w 1976 roku, rozpoczynając brutalną okupację, która potrwa prawie trzy dekady, młody muzyk Issam Hajali wiedział, że musi się wydostać z Bejrutu. Zaangażowany politycznie w pierwszy rok wojny domowej w Libanie, który doprowadził do interwencji, Hajali, który jako nastolatek stanął na czele skromnej grupy rockowej Rainbow Bridge, doskonale zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa pozostania w pobliżu. Zaledwie rok wcześniej perkusista zespołu, Mounir Hatchiti, został zabity przez snajpera, podobnie jak przyjaciel Hajali, Guy, który dał mu swoją pierwszą gitarę.

Image

Hajali przebrał się za dziecko, aby uniknąć przeszkód, które już oblegały Bejrut: „Usiadłem między dwiema starymi kobietami, żeby nie zostać zauważonym”. Skierował się w stronę miasta portowego Tyr, po czym zakradł się do kontenera wysyłkowego na Cypr; resztę pieniędzy wydał na lot do Paryża.

Raphaelle Macaron / Culture Trip © Raphaelle Macaron / Culture Trip

Image

To tam Hajali, żonglując służbowymi robotami, aby przetrwać, nagrał swój pierwszy i jedyny solowy album, Mouasalat Ila Jacad El Ard - jangly, melancholijne LP, które jest teraz dystrybuowane po raz pierwszy przez berlińską wytwórnię Habibi Funk.

Hajali na szczęście zamieszkał z kobietą, której syn André był utalentowanym muzykiem i utrzymywał Hajali w kontakcie z rodzącą się libańską sceną muzyczną w Paryżu. W swoim ciasnym dwupoziomowym mieszkaniu i ku wielkiemu rozczarowaniu swojej nowej żony Hajali grał z André, Mahmoudem Tabrizi-Zadehem (który później pracował z Martinem Scorsese i Peterem Gabrielem) i Rogerem Fahrem, który stał się jednym z Najbliżsi przyjaciele i współpracownicy Hajali. Te sesje stanowiły podstawę siedmio ścieżkowego albumu.

W Bejrucie pasjonował się gwiazdami zachodniego folku i psychodelii - Gordonem Lightfootem, The Beatles, Cream, Janis Joplin - a także brazylijskim jazzem Miltona Nascimento, ale w Paryżu „powrócił do korzeni” z tradycyjnym Arabska muzyka jego młodości. Wpływy te przenikają muzykę Hajali, od 12-minutowej psychodelicznej odysei „Ana Damir El Motakallim”, która otwiera album, po delikatny i słodko-gorzki „Lam Azal”. To sui generis - zbieżność wpływów, które nie powinny łączyć się tak płynnie, ale działać.

Raphaelle Macaron / Culture Trip © Raphaelle Macaron / Culture Trip

Image

Kiedy małżeństwo Hajali rozpadło się, ostatnią część pieniędzy wydał na jeden dzień w studio, a następnego dnia na lot do Bejrutu. Wyprodukowano mniej niż 100 taśm, z których wszystkie zostały ręcznie nagrane i sprzedane przez Hajali, który nakłonił sklepy w Bejrucie do sprzedaży albumu, aby mógł związać koniec z końcem. Stało się to z wieloma trudnościami, od pozyskiwania czystych taśm z wystarczającą ilością czasu działania (jeden utwór musiał zostać odcięty od oryginału studia i od tego czasu zaginął w historii), po walkę z pogardliwymi, powściągliwymi sklepikarzami, którzy nie chcieli wspierać swojego kozła - zwyrodnienie zwyrodnieniowe.

Album mógłby zostać utracony na zawsze, gdyby nie Jannis Stürtz, szef Habibi Funk. Około 2017 roku Stürtz, miłośnik muzyki arabskiej z lat 70. i 80., szukał późniejszej pracy Hajali jako lider zespołu Ferkat Al Ard - kultowego zespołu wśród arabskich miłośników winylów, którego album Oghneya sprzedał niedawno między kolekcjonerami za 5000 USD. Znalazł Hajali prowadzącego sklep z biżuterią na Mar Elias Street w Bejrucie i to tutaj Stürtz po raz pierwszy usłyszał Mouasalat Ila Jacad El Ard. „Na początku była to miłość” - mówi Stürtz. „Gdy dotarłem do albumu, została dosłownie tylko jedna kaseta magnetofonowa: kopia główna, nawet oryginał, który został zniszczony”.

W ciągu ostatnich czterech lat Stürtz zyskał reputację wydawania jednych z najbardziej ekscytujących wydawnictw na świecie, które zostały wyrwane ze świata arabskiego i nagrane w latach 70. i 80. Podejście Habibi Funk jest według Stürtza dość proste: „Bierzemy coś, co uważamy za świetne, i które naszym zdaniem powinno być dostępne dla większej liczby osób i udostępniamy je”.

Raphaelle Macaron / Culture Trip © Raphaelle Macaron / Culture Trip

Image

Aby to zrobić, Stürtz nie tylko wykopuje skrzynie. Dzięki DJ-owi w obecnie spokojniejszym Bejrucie cztery razy w roku, a także na arenie międzynarodowej, pozostaje w kontakcie z tym, kto wie i kto wie, we wszystkich zakątkach świata. Wyjeżdża na badania do Tunezji, Maroka, Sudanu; słucha, czyta i mówi. Uwolnienie Hajali zajęło dwa lata pracy; inne są w przygotowaniu, wszystkie mają swoje unikalne wyzwania, podobnie jak wszystkie dotychczasowe 10 wydań.

W pogoni za płytami nieistniejącej sudańskiej wytwórni Munsphone, Stürtz musiał znaleźć jedyny sklep w Chartumie, w którym zostały sprzedane, i czekać godzinami, aż zuchwały właściciel zdecyduje, czy chce mu sprzedać kilka. W kolejnym wydaniu Musique Originale de Films algierskiego kompozytora Ahmeda Malka Stürtz musiał polegać na łańcuchu szeptów i luźnych powiązań, by w końcu wytropić sąsiada córki Malka w Algierze, który następnie skontaktował go i umożliwił mu awans projekt.

„O dziwo”, mówi Hajali, „kilka lat przed przybyciem Jannis, mój przyjaciel - który był naprawdę wielkim fanem winylu i kolekcjonerem - powiedział mi:„ Wiesz, powinieneś skontaktować się z tą niemiecką wytwórnią; naprawdę interesują się muzyką światową ”, a ja nie, bo myślałem, że nie odpowiedzą. Kiedy Jannis przyszedł ze mną porozmawiać, była to bardzo dobra niespodzianka. ”

„Issam był tak szczęśliwy, że ludzie nadal interesowali się jego muzyką” - mówi Stürtz. „Co ważniejsze, był otwarty na rewitalizację tego, co robimy”. Hajali również, zgodnie ze wszystkimi wydaniami Habibi Funk, zarobi 50 procent zysków z albumu - najprawdopodobniej pierwsza znacząca suma pieniędzy, jaką zarobił od pół wieku tworzenia muzyki.

Znacznie ważniejsze niż to, Hajali może wreszcie mieć swoje dzieło właściwie dystrybuowane na całym świecie, całkowicie nowej publiczności otwartej na jego muzykę i historię. „Mogę słuchać siebie po 40 latach i nadal to kocham - uwielbiam ten album. To było takie awangardowe; Rok 1977 był na to za wcześnie ”. On może mieć rację.

Ta historia pojawia się w numerze 5 magazynu Kultura Tripmagazine: The Celebration Issue.