Najnowszy remake Disneya na żywo przedstawia ostrzejszą Piękność i łagodniejszą Bestię, ale jej próby osiągnięcia progresywnego poziomu nie mieszczą się w tym zakresie.
Po sukcesie ostatnich remake'ów Disneya - ze wspaniałą zeszłoroczną książką Jungle Book i kopciuszkiem 2015 roku zdobywającym uznanie krytyków - wydaje się, że Disney wie, kiedy ma się dobrze. Poznaj ich najnowszą ofertę, dynamiczną przeróbkę Beauty and the Beast z 1991 roku.
![Image Image](https://images.couriertrackers.com/img/united-kingdom/1/quotbeauty-beastquot-review-fiercer-belle.jpg)
Od samego początku film na żywo jest nostalgiczną rozkoszą dla dzieci z lat 80. i 90. Ścieżka dźwiękowa pozostaje wierna oryginałowi, zawierając jowialne wersje „Belle”, „Bądź naszym gościem” i „Gaston” oraz łagodniejszą wersję tytułowej ballady „Beauty and the Beast”. Podobnie jak w przypadku oryginału, numery muzyczne są z pewnością najbardziej przyjemnymi częściami filmu, szczególnie te wykonywane przez mieszkańców wioski - „Belle” i „Gaston” są nienagannie choreografowane i wykonywane z takim entuzjazmem, że nie można się całkowicie zachwycić.
Tłem tych śpiewanych piosenek jest przepiękny wizualnie, archetypowy bajkowy świat. Jest urocza, pagórkowata francuska wioska Belle, wszystkie domki z czekoladowymi pudełkami i tętniące życiem targowiska. Zamek Bestii jest imponujący, ale zachęcający, pełen przepięknego wystroju i wystawnych uczt. Reżyser Bill Condon po mistrzowsku zanurza nas w otoczeniu, które jest fantastyczne, ale nie absurdalne - opis odpowiedni dla relacji między tytułowymi bohaterami filmu. Emma Watson gra - oczywiście - przekonująco inteligentną książkę Belle; cecha, która staje się podstawą jej więzi z Bestią. Dan Stevens, przyzwyczajony do roli eleganckiego chłopca w opactwie Downton, tworzy kultową i ujmującą bestię. Wzruszający, wiarygodny romans rozkwita między nimi, charakteryzujący się dowcipnym repartee, który wydaje się prawdziwą interakcją między tymi dwoma aktorami.
![Image Image](https://images.couriertrackers.com/img/united-kingdom/1/quotbeauty-beastquot-review-fiercer-belle_1.jpg)
Oczywiście istnieje podstawowa kwestia ról płciowych. Wydaje się, że Disney jest na dobrej drodze z nowszymi filmami, takimi jak Brave, historia księżniczki, która walczy o swój wybór, by poślubić wybraną przez siebie osobę. Ale jak mogą działać bajki i feminizm? Trudno zignorować krzyczące podteksty syndromu sztokholmskiego w uwięzieniu Belle, ale to nie znaczy, że film nie próbuje tego nadrobić: nowo odkryta Belle jest głośniejsza, mądrzejsza i niezwykle lojalna, niż ofiarna.
Próba bycia progresywnym podejmowana jest również w kilku innych miejscach filmu, ale żadne z nich nie jest tak wielkim wydarzeniem, jak się wydaje. Conceited Gaston, grany przez T Luke'a Evansa, ma gejowskiego wielbiciela w swoim zaufanym pomocniku Le Fou (Josh Gad). Jest mnóstwo mrugnięć i trików w całym filmie, ale wielka chwila Le Fou jest mniej lub bardziej zagubiona w kulminacyjnym końcu filmu. To samo dotyczy pierwszego międzyrasowego pocałunku Disneya na żywo, dzielonego między fortepian i szafę, gdy powrócą do ludzkiej postaci. Te rzekomo przełomowe momenty przyćmiewają ujawnienie obsady gwiazd z filmu - bardziej interesuje nas transformacja pani Potts w Emmę Thompson.
Beauty and the Beast to niemal bezbłędny remake; taki, który oddaje całą magię oryginalnej animacji z poczuciem humoru i odnowioną energią.
Ocena: ****